Rano zadzwonił mój mąż,który wyjechał na dwa dni i zakomunikował mi,że właśnie kupił super płytki na kawałek podłogi koło naszego, tworzącego się w dalszym ciągu kominka,a nawet pieca:)hihi.Jutro dopiero je zobaczę,ale podobno są lux!Cały Wrocław zjeżdziliśmy w poszukiwaniu takich i lipa,nawet najbardziej wypasione salony z płytkami i gresem takich nie mają.Piter znalazł w internecie,a że Pan je produkuje w rejonie Zielonej Góry,a to rejon,jaki mój mąż w pracy obsługuje,to przy okazji po nie podjechał...Wariaty z nas,wiem,ale już tak mamy,zwłaszcza ja-jak sobie coś ubzduram,to niebo i ziemię poruszę,aby zdobyć.Płytki robione są ze starych,rozbiórkowych cegieł,nierówne,jakby stare...
To podłoga,a nawet zaledwie jej kawałek przy kominku,gdzie wycięliśmy panel.
A w promocji dotarły też drzwiczki ze starego pieca,pewnie też po babci:)hihi
Zamówione na allegro.Stare,oczyszczone...mają być ozdobą kominka i przy okazji częściowo kratką wentylacyjną.
Nasz kominek jest naszego projektu i ubzduraliśmy sobie różne detale,które teraz zdobywamy jak tylko się da!Robota chwilowo stoi,a my czekamy!Jeszcze cegiełki do oklejenia całości,też będą lada moment.
A od Iwonki dostałam,a raczej wyżebrałam takie skrzynki.Wiedziałam do kogo uderzyć,Iwonka -moja kumpela ma sad i piękne jabłucha co roku.I tak mi po głowie chodziło,że pewnie też ma stare fajne skrzynki,co je można na wszelaki sposób wykorzystać.
Ja na razie je oczyszczę i osuszę i na pewno staną w moim podbalkonowym raju!Bo muszę sie Wam pochwalić,że właśnie przez ten kominkowy przestój,tam troszeczkę się dzieje:ściana pomalowana,odświeżona,deski już leżą dawno na podłodze,a na części tuż obok dech będzie żwir płukany,taki ładny...jutro jadę go osobiście wybrać.Sprzątałam dziś to miejsce w pocie czoła i dzielnie "pomagał" mi mój bardzo dorosły już-3letni od wczoraj-Pomocnik...synuś ma się rozumieć!
Może w skrzynkach będą jakieś kwiatuchy,albo szyszki...i to wszystko w towarzystwie starych kań po mleku... też czekają na strychu...
Na stare okna właśnie szyję jutowe a la rolety rzymskie...czy jak je tam nazwiecie...
I tak mnie ten kawałek ogrodu cieszy.Rośliny w nim szaleją razem ze mną,chyba z miłości wzajemnej.Zobaczcie,co wyprawia bluszcz na ścianie,właśnie szykował się,aby wleżć sobie bez pytania do naszego salonu.
I marny jego żywot...z bólem w sercu,całą tę frontową ścianę właśnie wycięliśmy.Myślałam ,że się pobeczę,ale odrośnie...tak się pocieszam!Malowanie było ,a z bluszczem nie było szans.Teraz jest łyso i be!!
Oooo....i widzicie...niby nic się nie dzieje...a ja cieszę się tymi drobiazgami wszystkimi jak mały Kazio:)I nieważne,że się natyrałam od rana w ogrodzie w pocie czoła,bo jeszcze mi się pergoli dla kokornaka zachciało,bo też gościu szaleje i musiałam mu pomóc!I nieważne,że potem musiałam choć na troszkę do pracy polecieć i się ogarnąć, a tu wody w kranie nie ma!hihi Butelka mineralnej była...
I nieważne,że panowie mi na ulicy kuli dziurę w asfalcie i woda lała mi się na ogród 2 godziny...
I nieważne,że mogłam na to wpaść,że wody nie będzie...ale po co!!Jak blondynka przysłowiowa normalnie...(Nie obrażając blondynek!)!
Ale i tak to był fajny dzień,nawet bez tej wody...zwykły fajny dzień:)
I jeszcze muszę dokonać 2części chwalenia się moimi tworami,nagrodami w sękaczowej zagadce!
Druga spryciula,co znała sękacza to była Tula!Tula to, póki co, nieblogowa babeczka,plastyk,milutka,zamieniłyśmy kilka słów i właśnie dziś dostałam od Niej maila.Jej tez sękacz smakował!Może nie będę zbyt skromna...ale zastanawiam sięj czy on mógłby komuś nie smakować?
Jeszcze raz pozdrawiam Panią Ewę,co te pyszności wypieka!
A dla Tuli przygotowałam kolejną lnianą podusię z aplikacją szydełkową.
Nooo....i jeszcze mi Madzia została...ale ja sobie zostawię na deser:):)To bardzo cierpliwa kobita!Czekała,czekała,ale się doczekała...i nawet na sękacza się jeszcze załapała:)U nas już został ostatni krążek,taki z samego dołu...ukryłam go głęboko i zamierzam nim poczęstować znajomych w sobotę na grillu...Chyba ,że mój Piter go wywęszy wcześniej i zrobi mi SUPRISE!:)Zdarzają mu się takie hity...znika cała czekolada,a zostaje cały papierek...i cały pusty!!Ciekawe dlaczego nie znika z czekoladą?hihihi...łasuchy tak mają!
O Madzi i drobiazgach dla niej następnym razem.
Ściskam Was kochane wieczorową porą...kaja