

*************************************************************************************************
Może zabrzmi banalnie...ale właśnie doszłam sama do tego ,jak uszyć kosmetyczkę z podszewką i jak ja pozszywać,aby podszewka weszła pięknie do środka i nie było widać jej lewej strony i żadnych szwów!!!:)hihihi
Takie proste a takie skomplikowane:):)
Zrozumiałyście coś!!???:)
Nooo...nieważne....ważne,że mi się udało...pierwsza próba i udana ,to chyba jednak mały sukces,prawda?!?
Kosmetyczka nie jest jakaś pikna,zwyczajna,ale w moim klimacie,bo len naturalny gruby+koronka bawełniana+zameczek +podszewka...ot wszystko...
I dlatego właśnie zadecydowałam,że należy do mnie wraz ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami:)
To były debiuty w temacie kosmetyczkowym ,potem powinno być już lepiej...jak poczynię jakieś postępy,z pewnością o tym powiadomię:)
****
Pażdziernik zaraz przybędzie,a nas słońce nadal rozpieszcza na maxa!Czasu wiele nie mam,galop ciągły jakiś ,matka polka ,pracująca,szyjąca,ale nie darowałabym sobie,gdyby tak piękny wrzesień totalnie przeleciał mi koło nosa!!
Choroba deko odpuszcza,choć uparta:( Nawet "Ibuprom Zatoki" jej nie straszny:(
Ale żyć trzeba...
W niedzielę zrobiliśmy chłopakom spontaniczny wypad do lasu.
Przywlokłam trochę wrzosu,zadomowił się w salonie i mech na dekoracje...
...Uwielbiam jesienny las,choć kolorów takich iście jesiennych jeszcze u nas nie tak wiele...zieleń króluje i nie ustępuje.
Koło domu lasu niet,wiec na co dzień nadal balkonowo...moje dzieciaki uwielbiaja takie "niby-uczty"w przerwie między bieganiem za piłką a jeżdżeniem na rowerze:):)hihi
Woda z cytryną,orzechy,jabłka,gruszki,maliny...wszystko ,co nasz ogród daje:)Ot uczta:):):)
Ale nam się tak podoba!:)
...Towarzystwo się liczy i miłe chwile:)
Mój nowy nabytek...emaliowany zestaw kubeczków i fajny dzbanek,zakupione w Atelier Pauli!!
Cudne są-jak dla mnie i super służą!
Do wszystkiego...do wody ,do soku,nawet przydatne przy gotowaniu obiadu.
Miło zasiąść z gazetką na chwilkę...już niedługo to się pewnie skończy i wtedy będę przy kominku przesiadywać...też fajnie ,ale jakoś słonko wolę:)
Aaaaa....o chryzantemach miałam napisać!!
(....Więc to będzie jednak baaardzo dłuuugi post:))Ostrzegam!!:)
Dlaczego raz nienawidzę,a potem znów kocham!?!
Historia stara,prześladująca mnie od najmłodszych dosłownie lat.Gdy byłam baaardzo małą dziewczynką,mój Tata ,który zawsze lubił kwiaty,wpadł na pomysł,że może by tak kolejna pasja w jego życiu?!?
Zasięgnął języka,nakupił literatury,wchłonął wiedzę w temacie uprawy chryzantem i postanowił spróbować!!
Jego próba ,jakże udana,nie wiedzieć kiedy ,stała się obsesją!:)
Przez wiele ,wiele lat uprawiał owe kwiaty,ale już nie w ilości balkonowej ,a hektarowej:)
Wybudował 2 długaśne i wielkie szklarnie na wsiowych ziemiach mojego dziadziusia.
Potem powstały dwie kolejne,mniejsze koło naszego domu.
Pasja cudna,kwiaty również,ale niestety same koło siebie nie potrafią zrobić:(
I tak od małego,począwszy do wiosny aż do póżnej jesieni pomagałam rodzicom w tym temacie.
Dziś pewnie robiłabym to z przyjemnością,wtedy ...często z przymusu...nie zawsze mogłam biegać za piłką z koleżankami...był czas,kiedy trzeba było sadzić,przesadzać,podlewać,uszczykiwać...a że szpalery całe tego były,roboty też nie mało!
Kilka dni przed 1 listopada,były dla nas prawie jak żniwa!!:)Jak wykopki na wsi!
Ruch w interesie,dom pełen ludzi,stałych klientów od lat,znajomych,tabunami wynosili z naszych szklarni.
Mój Tata kochał te kwiaty!!
Hodował zarówno odmiany doniczkowe,jak i cięte!
Pierwsze kwiaty ścinał zawsze dla Mamy na imieniny,które obchodzi 3 pażdziernika!Taka tradycja w naszym domu!
Były tak świeże i trwałe ,że potrafiły stać miesiąc w wazonie!
A że w naszym kraju był to kiedyś ...i chyba nadal jest kwiat popularny głównie na 1 listopada,na groby bliskich,właśnie tego dnia mieliśmy w domu uroczyste iście"zakończenie sezonu".
Tata liczył kasę i hojnie nas obdarowywał,mnie i siostry moje!
Szaleństwo prawie...zawsze była nowa wymarzona rzecz...a to magnetofon na płyty cd...wtedy totalna nowość,a to wieża stereo ,a to nowe łóżko!!
Czekałyśmy na ten dzień jak na Mikołaja...taka nagroda za trud i pracę ,jaką wkładałyśmy w pomoc rodzicom!!
I to był ten czas właśnie ,gdy chryzantem nie nawidziłam:):)Rozumiecie mnie chyba!?
A dziś je kocham ,bo już od kilkunastu lat ich nie uprawiamy:(...szklarnie runęły na rzecz naszego ogrodu i dobudowanego na ich miejscu balkonu,które czasem tu pokazuję!
Rodzice są już nieco starsi,choroba Mamy nie pozwala nam już się tym zajmować,bo Mama baaardzo dużo czasu i serca wkładała w tę pracę!
Tato był zakochany w każdej sztuce,którą zasadził!
Dosłownie...potrafił o północy ,przed położeniem się do łóżka,pójść do szklarni ,aby zerknąć i ze swoimi kwiatuszkami nawet pogadać!
Prawda Tatku????:):):)
Wiem,że gdyby mój Tata tu teraz zajrzał i poczytał,na bank łezka w oku by mu się zakręciła....
Mamy wiele fotografii z tamtych czasów...Tata ze śmiesznymi ,modnymi wtedy pejsami do brody,w szklarni pełnej kolorowych pąków,kilkanaście metrów kwiecia w jednym rzędzie...dziś wszystko bym oddała,aby mieć choć jeden taki rządek koło domu!!
Wtedy to była harówa dla mnie ,dziś z sentymentem wspominam tamte czasy...
Żegnam się ,życząc spokojnego wieczoru i nadal pieknych, słonecznych jesiennych dni!!
KAJA