czwartek, 13 stycznia 2011

Taka swojska awangarda:)





Wczoraj już po prostu musiałam na chwilkę zasiąść do mojej maszyny...obydwie bardzo się za sobą stęskniłyśmy:)

Plan miałam bardziej ambitny....ale właśnie chwytała mnie w swoje szpony okrutna grypa...
Chciałam się nie poddać,ale z minuty na minutę było coraz gorzej...
I poległam:(

Dziś ledwo łażę,a muszę,bo nie ma mowy o ciepłym łóżeczku...póki co:(

A efekt mojego wieczornego że niby relaksu,to taka podusia...taka nie wiadomo jaka...
Taka lniana oczywiście, z elementami tweedu i dzianiny sweterkowej białej.

Tak jakoś mnie poniosło w tym kierunku...swojska awangarda,czyli nie wiadomo o co chodzi:)

Ale są już tacy,co ja widzieli i nawet się podoba.
To chyba nie jest tak żle:)


















Buziaki posyłam i zdrowia wszystkim życzę,bo do nas jakos nie chce zawitać....już wymiękam!!:(

KAJA


wtorek, 11 stycznia 2011

Doklejam przepis na SŁONECZKA-ciasteczka:)



***********

...Wczoraj nie dałam rady...wiecie...mój kochany "Małpi Gaj"domowy domagał się nadrobienia zaległości wszelakich...musiałam czytać,duuużo czytać,układać Lego,trasy dla resoraków,tulić,całować-ostatnio byłam w domu gościem...

Nadrobiłam trochę....

A dzisiaj dopiszę szybciutko obiecany przepis na SŁONECZKA!!

Dziewczyny...jakkolwiek by Wam się pracochłonny wydał,olejcie to...raz zrobicie,to same się przekonacie.
Ja się miotałam długi czas,ale na święta postanowiłam i zrobiłam:pikuś -naprawdę,a pyszota taka ,że ho ho!!:)

SŁONECZKA

*400g mąki
*250g masła miękkiego
*2 żółtka (białka zostawiamy,będą potrzebne)
*1 łyżka śmietany


Z tych składników zagniatamy ciasto,schładzamy ok 1-2 godz w lodówce (ja jestem raptus,godzina to dla mnie cała wieczność!,ale dobrze by było ją znieść-ciasto jest lepsze).

Schłodzone ciasto wałkujemy na placek i wykrawamy krążki zwykłym małym kieliszkiem.
Przygotowujemy 2 duże blachy wyłożone papierem.

Teraz przygotowujemy szybki
lukier:
*2 białka +200g cukru pudru-ucieramy chwilę mikserem,aż powstanie gęsta masa-kwestia moment!!

Każdy krążek smarujemy lukrem z jednej strony i kładziemy na blachę,lukrem do góry.Ja używam do tego zwykłego pędzla.
Pieczemy na złoty kolor: 180 stopni -15minut.

KREM:
*kostka miękkiego masła
*2 jajka
*100g cukru
* łyżki kawy rozpuszczalnej-granulki
*kieliszek spirytusu (można bez-bo takie jadłam i są też w porządku)


Jajka ucieramy na parze na puszysto,studzimy,gdy są ciepłe.

Masło ucieramy osobno z cukrem+kawa,.Dodajemy jajka i spirytus,łączymy,miksując.

Krem gotowy.


Ostudzone ciasteczka smarujemy kremem po stronie bez lukru,sklejamy drugim krążkiem,znów lukrem do zewnątrz.
Sklejone ciasteczko smarujemy trochę kremem wokół,jakby krawędzie,nie musi być równo i idealnie!I obtaczamy te krawędzie w wiórkach kokosowych,same sie lepią do kremu!
I gotowe!!
I pyszne!!
I smacznego Wam życzę!!
Mniam mniam!!

P.S.Jak ktoś się pokusi,proszę koniecznie o relacje...

Całusy posyłam ...KASIA.


poniedziałek, 10 stycznia 2011

Ostatni dzwonek...





Jakoś mało czasu znajduję w ostatnich dniach na swoje przyjemności...niestety...
Zakopałam się totalnie w pracy,po uszy w papierach,rzędach literek i cyferek,które mienią mi się już i zlewają w oczach...bleee...jakoś nie przepadam,ale cóż...muszę zarabiać jakoś na nasz byt:)

Zmieniam oprogramowanie i trochę tego jest.A taki ze mnie informatyk,że ho ho:):)
Ale wychodzę już na prostą z tym wszystkim...dzięki Bogu-bo więcej chyba już nie dałabym rady!!

Ale dziś już ,bez wątpienia,musiałam tu zasiąść na chwilę...tak w ramach relaksu...

No i do tego ostatni to już gwizdek,by wklejać takie foty,jakie zamierzam dziś wkleić...
Bo świąteczne klimaty czas zakończać...

Ale wybaczcie...nie miałam jakoś czasu,a nie mogłabym spać,gdybym się nie pochwaliła:)


Jak każda klasyczna baba,lubię trochę pobuszować po sklepach.Zwłaszcza jak już trochę ceny zjeżdżają w dół...i zwłaszcza w moich ulubionych sklepach...z duperelami dekoratorskimi.
Próbuję je czasem omijać szerokim łukiem-dla dobra mojego portfela:)-ale słabo mi coś idzie!

I jest taki jeden sklep we Wrocławiu,który wyjątkowo działa na mnie jak magnes:)

W nim właśnie niedawno upolowałam taką fajową drewnianą choinkę,totalnie w moim guście i stylu.
I napawam swe oczy jej widokiem,bo wiem,że zaraz wszystkie choinkowe gadżety powędrują na strych i prawie rok ich nie zobaczę:(

Póki co,nasza żywa choinka jeszcze zipie,więc dajemy jej szansę.Zresztą u nas nie bardzo są chętni do rozbierania choinki,wszyscy umywają ręce:)
I tak oto drewniany nabytek jeszcze kilka chwil postoi,w towarzystwie prawdziwego drzewka...






...I jeszcze w towarzystwie innego lnianego cuda,którego nie prezentowałam chyba.Jakoś uleciało.
Też choinka,ale mojej własnej produkcji...len obowiązkowo,duży gabaryt,trochę białej muliny na wyszywane gwiazdeczki,perełki,które jakoś lubię w takim wydaniu.A wszystko to wypełnione,aby mięciutkie było i na drewniany klocek nabite.







I jeszcze wspomnienie naszej ciasteczkowej papraniny:)
Moje chłopaki uwielbiają tę robotę.
Zwłaszcza Dominiś,nie przebolałby,gdyby zobaczył upieczone ciasteczka,a nie robione przez niego:)
Oj ...cienko się wtedy widzę:)

Dziecięca robota to i dziecięce kształty...




A to już nasze wspólne dzieło.Sto razy jadłam u teściowej ,a pierwszy raz piekłam.Pyszota!!!Nazywają się "Słoneczka"

Wyglądają na skomplikowane,ale nie jest tak żle.
Nic trudnego,naprawdę...i warto nad nimi siedzieć,bo wychodzi duuuużo...i NIEBO W GĘBIE!!!!


Jak zdążę,zaraz wkleję przepis...polecam!!
A jak nie zdążę,a macie ochotę spróbować drogie kobiety,piszcie...to mnie zmobilizuje!:)




...Noooo...to już teraz mogę spokojnie spać,choinkowe chwalenie zakończone:)
Czas tak szybko leci,że pewnie zaraz jakieś jajkowe twory wielkanocne będziemy wymyślać...oby do wiosny!!!!!

Życzę fajnego,miłego wieczorku i dziękuję ,że wpadacie do mnie.
I za maile dziekuję...odpisuję w miarę możliwości,resztę nadrobię!

Pozdrawiam cieplutko .

KAJA


poniedziałek, 3 stycznia 2011

Hu hu ha...nasza zima bardzo zła:)

Ale nie każdemu ona taka grożna:)
Nasza banda niewyżyta zimą zawsze:)
Zawsze im na miejscu mało...no to niesie ich w góry bez opamiętania:)
Wczoraj nas właśnie tam poniosło.
Troche ciężko było się zmobilizować,zwłaszcza mnie,ale jak już słyszałam ,że nie ma wyjścia i koniec laby-jak groził małżon-to już wiedziałam że nic się nie da zrobić... !!!!

Zima w górach daje czadu,śniegu tony,sople metrowe,pięknie i milutko!

I jakoś tak sie ciesze,że pojechalismy jednak...mój mał bohater Dominiś właśnie debiutował na stoku!Na razie w formie zabawy,ale złapał bakcyla i spodobało mu się!
Mamci jeszcze bardziej jego wyczyny przypadły do gustu!!
Pierwsze koty za płoty.A wszystko to ,pod bacznym okiem osobistego ski-instruktora-Taty swego-zapaleńca i maniakalnego narciarza,który to,gdy spada pierwszy śnieg,mówi wszystkim "przepraszam" i kocha wtedy tylko swoje narty:):):):):)
Tak ,tak...taka obsesja!!!Nieuleczalna!!


Ale fajna i na zdrowie mu idzie...i nie tylko jemu....


No to sie fotograficznie chwalę...tadam...


Chłopaki moje kochane dwa ...






Maluszek z tatinem:)






Każdy narciarz trochę pada:)




Cała moja męska część rodzinki:(...innej nie posiadam:(:(:(:()




Maluch cały czas zadowolony:)






Instruktor w akcji:):):)



I starszy synek ...




I spacerki w ramach relaksu były.

















Biało,miło,rodzinnie!Tak jak lubię!!
Nawet mróz mi wtedy niestraszny!I ja pośmigałam trochę,ale Wam oszczędzę:):)hihihi
...Serdeczności posyłam.
Kaja



sobota, 1 stycznia 2011

...lenistwo jakieś...



...Właściwie to powinnam zacząć od noworocznych życzeń...i tak też czynię...:



Życzę Wam wszystkim kochane,aby ten Nowy Rok był po prostu dobry!!!Dobry,szczęśliwy i zdrowy!!


Powinnam wklejać zdjęcia fajerwerków lecących w niebo,ale nie będę!Sylwester u nas minął domowo i kameralnie,iście rodzinnie,ale taki właśnie był plan...wszyscy radośni i zadowoleni.



Od wigilii praktycznie byłam nieco uziemiona,bo padł nam internet w domu,a w pracy końcem roku raczej średnio mogłam sobie na porzyjemności pozwalać,więc nadrabiam zaległości dopiero dziś.


Ech...rozleniwia taki świąteczny czas,zwłaszcza jak chorobami dodatkowo przeplatany.Jakaś niemoc sie wkradła i lenistwo.

Ale koniec laby-krzyczy mój mąż!:):)

Jutro ciągnie nas na narty,więc trochę się rozruszam na stoku,a po jutrze bierzemy się ostro do roboty...

Już mi się zatęskniło baaardzo za moim poddaszem,gdzie to sam na sam z maszyną do szycia i własnymi myślami przesiaduję i kocham takie chwile...Mam kilka małych obietnic zamówieniowych do zrealizowania!

...No i jeszcze rózne takie tam noworoczne postanowienia:)Trzymajcie kciuki,aby mi sie je choć troszke udawało realizować!



Podusią chłopczykową jednak juz dziś się pochwalę,co ją 100lat temu uszyłam dla pewnego małego przystojniaka,ale jakoś mi umknęła.I nawet ją do owego przystojniaka wysłałam,wierząc,że dotarła cała i zdrowa i sprawiła Mu choć troszkę radości!Mocno w to wierzę!!:)











....I nasz kochany świąteczny Wrocław...

Zawsze tam jesteśmy ,aby podziwiać wielką świetlną choinkę aż do nieba-jak to mówi mój synuś:)...








Pozdrawiam Was Kochane w ten Noworoczny wieczór.


Kaja